Przedstawiam jesienną wiewiórkę, którą wyhaftowałam.
Mam już takie nowe zwierzątka według projektów Barbary Any:
Nowe hafty schodzą z mojego tamborka w ekspresowym tempie. Zwykle sporo wyszywam i robię na drutach. Teraz te czynności są moją odskocznią od tego co dzieje się w moim domu. Bronię się w ten sposób od depresji, która może mnie dopaść, bo jestem na skraju załamania nerwowego.
W domu jestem tylko ja i mama chora onkologicznie objęta opieką domowego hospicjum. Mama jest dzielna choć już prawie nie widzi, słabo słyszy, nie może wydobyć z siebie głosu w pełni jego brzmienia. Ja mniej jestem dzielna - nie zawsze radzę sobie z sytuacją, którą muszę na co dzień ogarnąć. Działam w domu jak maszyna, automat zaprogramowany na wszelkie domowe, higieniczne, lecznicze czynności - leki, pampersy, kąpiel, zmiany plastrów opiatowych. W głowie mam natłok złych myśli. Każdego ranka boję się zajrzeć na górę do pokoju mamy. Nasłuchuję czy dojdą mnie jakiekolwiek odgłosy. Każde westchnienie, szmer kołdry dają mi poczucie ulgi - nie umarła, jeszcze żyje. Z drugiej strony wiem, że bardzo chce już odejść z tego świata. Rozmawiamy o tym co jakiś czas. Targają mną różne uczucia i myśli, często płaczę z byle powodu, jestem wykończona nerwowo. Bardzo późno chodzę spać i bardzo wcześnie rano wstaję. Wyjazdy samochodem po zakupy czy inne sprawy przebiegają w zabójczym tempie. Wracam do domu i zastaję zwykle moją mamę zapłakaną jak małe dziecko, które mama gdzieś tam zostawiła bez opieki i dziecko nie wie czy mama wróci.
Haftuję więc, robię na drutach w każdej wolnej chwili i moja głowa jest zajęta myślami o kolejnym przerobionym oczku, o następnym wyszytym krzyżyku, kolorze muliny a to co jest złego wokół mnie na moment nie jest ważne.
Muszę dać radę.
Przerobiłam temat opieki na chorymi już kilkukrotnie więc doskonale wiem o czym piszesz. Trzymaj się - łatwo nie jest ale dasz radę. A robótki bardzo Ci pomogą. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMama ma wielkie szczęście, że jesteś przy niej w tym najtrudniejszym życiowym momencie. Bardzo ciężka praca - fizycznie i psychicznie- i ogromnie podziwiam osoby, które podejmują się towarzyszyć odchodzącym. Opieka i wsparcie bliskich jest bezcenna. Dobrze, że masz swoją odskocznię w postaci robótek. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo, bardzo serdecznie pozdrawiam z Bydgoszczy. Współczuję Pani z całego serca i rozumiem łzy, niemoc, poczucie bezsilności. Mam trochę podobną sytuację, też zmagam się z przeciwnościami losu. Choroby i starość to niełatwy temat.
OdpowiedzUsuńDamy radę... A haft jak zwykle przepiękny.
Dziękuję wam za słowa otuchy.
OdpowiedzUsuńWiewiórka piękna. Bardzo współczuję sytuacji i życzę Ci jak najwięcej sił.
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo współczuję. Opieka nad terminalnie chorymi pozbawia człowieka wszystkiego. Ma się czasem, albo ciągle - dość. Sama przez to przeszłam. Przeprowadziłam się do mamy, opieka była tym trudniejsza, że wówczas złamałam rękę.
OdpowiedzUsuńA i tak po wszystkim miałam nieustannie wyrzuty sumienia, czy wszystko dla mamy zrobiłam? Do dziś leczę się z depresji, a to niedługo będzie pięć lat. Może pocieszy Cię, że nie jesteś sama i jedyna w takiej sytuacji.
Wiem o czym piszesz bo też przeszłam podobną drogę. Co prawda, moja Mama tak nie cierpiała chociaż może tego nie okazywała aby mnie nie martwić. Jednak to nasłuchiwanie i wieczne czuwanie było mocno stresujące. Bardzo dobrze opiekujesz się Mamą, lepszej opieki nigdzie by nie znalazła. Niepewność czy opieka była dobra zawsze zostaje. Z czasem godzimy się z sytuacją, bo czasu nie cofniemy. Bądź dobrej myśli i staraj się nie wybiegać myślą w przyszłość tylko żyj obecną chwilą. Drutuj, wyszywaj i szydełkuj na maksa!
OdpowiedzUsuńA ruda paskuda jest śliczna:)
Dasz radę, bo musisz.
OdpowiedzUsuńCzuje się, kiedy ten moment będzie się zbliżał. A potem człowieka ogarnia ulga, ulga, że bliska osoba już nie cierpi. Pozdrawiam Cię serdecznie.
Dziękuję wam za te słowa.
OdpowiedzUsuń